18 lutego 2019 r. przypada 742 rocznica porwania księcia wrocławskiego Henryka IV Probusa przez jego stryja Bolesława Rogatkę, władającego w księstwie legnickim.

Trudno mi tu oprzeć się refleksji, historyk średniowiecza niewiele nosi empatii w stosunku do bohaterów, nad których dziejami niejednokrotnie przychodzi mu się pochylać. Porównując warsztat mediewisty z historykiem badającym czasy nowożytne już na pierwszy rzut oka widać dysproporcje w materiale badawczym. Biograf postaci żyjącej w XVIII lub XIX w. ma zazwyczaj do dyspozycji oprócz suchych kronik i jeszcze suchszych dokumentów niezwykle interesujące, barwne źródła w postaci listów czy też pamiętników, na podstawie których wnioskuje nie tylko o przebiegu wydarzeń ale i o myślach i uczuciach bohaterów a także może pokusić się o kreację rysu psychologicznego postaci. Ma do dyspozycji często portrety a nawet zdjęcia! Może ujrzeć rysy twarzy postaci a te częste wiele mówią o charakterze i osobowości. Położenie mediewisty jest znacznie gorsze ze względu na ubóstwo źródeł. Oto bowiem czym dysponuje: lakoniczne zapisy w rocznikach, niewiele dokładniejsze informacje w kronikach, suche źródła dyplomatyczne. Do tego dochodzą źródła ikonograficzne, w których próżno szukać informacji o wyglądzie bohaterów wydarzeń. W przypadku Henryka IV Probusa dysponujemy co prawda wizerunkiem jego twarzy na zworniku kapitularza w kościele św. Krzyża we Wrocławiu czy też płaskorzeźbą ukazującą jego postać w tympanonie fundacyjnym tejże świątyni, czy też możemy się przyjrzeć całej postaci księcia na wspaniałym sarkofagu – jednak, jak to bywa z sztuką średniowiecza, musimy mieć świadomość, że ówcześni artyści nie specjalnie przejmowali się podobieństwem wykonanego przez siebie dzieła z rzeczywistym wyglądem osoby, którą miało ono przedstawiać.

Stąd prace poświęcone historii średniowiecza często są po prostu nudne. Bo czasem ciężko napisać na podstawie zachowanych źródeł więcej i ciekawiej bez popadania w czyste spekulacje, których badacze słusznie unikają.

Do czego zmierzam? Patrząc na wspomniany sarkofag Henryka Probusa, prawdziwy majstersztyk sztuki gotyckiej, mamy ochotę pozazdrościć księciu pozycji politycznej, bogactwa i urody. A jeśli jeszcze do tego dorzucimy informacje z pierwszego lepszego podręcznika historii o tym, jak to w czasach rozbicia dzielnicowego został panem Krakowa i planował przywdziać koronę królewską, to moglibyśmy dojść do przekonania, że był ulubieńcem Fortuny. Ale.., zawsze jest jakieś ale..

Henryk został wcześnie sierotą. Nie wiadomo dokładnie, kiedy książę się urodził. W XIX w. historycy niemieccy ustalili datę jego rodzin na około 1253. Ernst Maetschke wykazał w 1923 r., że nastąpiło to jednak dopiero około 1257 lub 1258 r. i tę datę przyjmują historycy do dziś. Rocznej daty śmierci matki, Judyty mazowieckiej, nie znamy. Owdowiały książę Henryk III Biały pojął za żonę Helenę saską. Relacji małego Henryka z macochą nie znamy. W 1266 r., w niewyjaśnionych po dziś dzień okolicznościach zmarł Henryk III Biały. Kroniki podają zgodnie relację o otruciu księcia przez jego rycerzy – jednak w świetle zachowanych źródeł i współczesnych badań informację tę należy traktować z dużą ostrożnością. To temat na odrębny wpis. Najkrócej rzecz ujmując, doszło wówczas do zamieszek, których efektem najprawdopodobniej było wydzielenie przez Henryka III z księstwa wrocławskiego odrębnej dzielnicy jego bratu Władysławowi arcybiskupowi Salzburga. Czy doszło z tego tytułu do waśni między braćmi? Czy w ogóle podział księstwa był na rękę Władysławowi, który miał wówczas dosyć kłopotów w arcybiskupstwie salzburskim, którego ziemie stały się obiektem ataków bawarskich? Znów pytania, pytania.. bez jednoznacznej odpowiedzi.. Kroniki podają, że Henryk III na łożu śmierci polecił swego syna Władysławowi. I można by powiedzieć, że dla młodego księcia było to szczęście w nieszczęściu. Władysław miał opinię człowieka szlachetnego i gospodarnego. Wyróżniał się na tle jego wojujących ze sobą braci umiarem i taktem. Potrafił zadbać o interesy księstwa, przedkładając je nad sprawy kościoła, mimo że sam nosił suknię duchowną. Wydawało się, że dziedzictwo młodego Henryka jest w dobrych rękach. Śmierć jednak nie przestała zbierać swe żniwo w gronie jego bliskich. W kwietniu 1270 r. zmarł Władysław. Także i ta śmierć nie została po dziś dzień wyjaśniona. Zarówno Władysław jak i Henryk III zmarli nagle, nie osiągnąwszy czterdziestu lat życia. Trudno dziś powiedzieć, czy mają rację dawni kronikarze, podając, że książęta zostali otruci, czy też może w grę wchodzi choroba dziedziczna. Im bardziej wgłębiam się w losy Henryka Probusa tym częściej nie mogę oprzeć się wrażeniu, że więcej pozostaje pytań bez odpowiedzi niż pewnych faktów. Henryk w wieku około 13 lat pozostał sam, jako nominalny książę wrocławski, pośród baronów, pośród których z pewnością nie zabrakło osobistości pragnących wykorzystać młody wiek władcy dla osiągnięcia własnych korzyści. Był jednak ktoś, na którego Henryk mógł liczyć, a przynajmniej tak mu się mogło wówczas wydawać. I to ktoś bardzo potężny. Mowa o Przemyśle Ottokarze II, królu Czech, będącym w tym czasie u szczytu swej kariery i podbojów. Zmarły stryj Henryka, Władysław salzburski w znacznej mierze właśnie Ottokarowi zawdzięczał swą karierę duchowną. Jeszcze nie tak dawno historycy zgodnie przyjmowali, że młody Henryk spędził kilka lat dworze w Pradze, nabywając tam sprawności rycerskiej, wykształcenia, dworskich manier. W świetle współczesnych badań nie jest to już takie pewne. Tak czy inaczej, Henryk z pewnością rzadziej lub częściej w Pradze bywał i po śmierci Władysława znalazł się pod opieką Ottokara. Znamy dziś treść listu Ottokara do jego żony Kunegundy, w którym król poleca jej Henryka z prośbą, by traktowała go jak syna. Próbując choć trochę odtworzyć relacje Henryka i Ottokara stąpamy po grząskim gruncie, czerpiemy bowiem informacje z niepewnych źródeł. Są nimi dokumenty zawarte w zbiorze formularzy Henryka z Isernii, zwanego Italikiem, notariusza Ottokara. Dokumenty ze zbiorów formularzy zwykle nie posiadają daty a imiona osób występujących w nich zastąpione są jedynie inicjałami. Najprościej rzecz ujmując, mówiąc kolokwialnie, były to „gotowce”, którymi posługiwali się pisarze w swej pracy. Źródłem takiego „gotowca” mógł być rzeczywisty dokument bądź też zwyczajne ćwiczenia stylistyczne. Właśnie z takiego dokumentu czerpiemy informację, że Henryk obiecał przyjąć pas rycerski od Ottokara. I nie byłoby w tym nic dziwnego. Wszak jako chłopiec towarzyszył ze swym rycerstwem królowi Czech w jego wojennych wyprawach. I czasem przyszło mu za to oberwać! Tak było choćby w 1271 r. w czasie wojny czesko-węgierskiej. W tym czasie, kiedy Henryk ze swym rycerstwem wspierał w walce Ottokara wojsko książąt piastowskich pozostających w sojuszu z Węgrami plądrowało ziemie księstwa wrocławskiego. Osiągnąwszy pełnoletność Henryk był lojalny w stosunku do Ottokara. Pierwsze lata samodzielnych rządów spędził zajmując się sprawami gospodarczymi swego księstwa, widząc w rozwoju osadnictwa i przede wszystkim w rozwoju miast klucz do dobrobytu swego kraju. Bogaci i silni mieszczanie wszak mogli też pełnić rolę przeciwwagi w stosunku do rycerskich rodów kasztelańskich. Równowaga sił zaś mogła stanowić być albo nie być względem władzy książęcej, której prerogatywy w czasach Henryka uległy tak wielkim przeobrażeniom. I nie była to kwestia jego wyborów ale ducha czasu. On zaś w tym wszystkim musiał znaleźć modus vivendi. Dlatego postanowi za jakiś czas wprowadzić przymus cechowy. Każdy szanujący się rzemieślnik będzie musiał należeć do cechu. Jakie z tego plusy a jakie minusy – wiele by o tym pisać. Tu najważniejsze jest dla nas to, że dzięki tej polityce powstają bogate mieszczańskie rodziny, co raz bardziej zamknięte i coraz możniejsze, a przynajmniej na tyle, by Henryk mógł się na nich oprzeć. Ale to dopiero nastąpi.. teraz widzimy możnowładcze rody kasztelańskie, niektórzy z nich niechętnym okiem patrzą na księcia, widząc w jego polityce zagrożenie dla swej pozycji. Co myśli Henryk o swych kasztelanach? Czy wszystkim ufa? Nie wydaje mi się. Jan Długosz podaje, że Henryk podejrzewał niektórych o udział w otruciu swego ojca i stryja. Pamiętajmy jednak, że Długosz jednak żył dużo później. Czy wybitny dziejopis miał rację? Znów pytania, pytania bez odpowiedzi..

Noc 18 lutego 1277 r. Henryk odpoczywa w swym dworze w Jelczu. Po dziś dzień możemy zobaczyć ruiny średniowiecznej rezydencji w malowniczym zakolu rzeki. Dochodzi do dramatu. Do dworu wdzierają się nieznani nam ludzie i porywają księcia. Czy Henryk rozpoznał w nich twarze swych baronów lub rycerzy? Tego nie wiemy. W jakim kręgu moglibyśmy szukać podejrzanych porwania znajdziecie tutaj. Sprawcy działają na zlecenia stryja Henryka, Bolesława II, księcia legnickiego, zwanego ze względu na fatalną reputację Rogatką. Henryk zostaje przewieziony do odległego zamku we Wleniu, gdzie spędzi najbliższych kilka miesięcy. Bolesław uzurpuje sobie prawo do części dziedzictwa Henryka przypadłej mu po jego wuju Władysławie salzburskim i porywając Henryka, chce w ten sposób wymusić na nim ustępstwa w tej materii. Wojska Rogatki działają na terenie księstwa wrocławskiego, zajmując kolejno część ziem. Nie znamy warunków, w których Henryk był przetrzymywany przez Rogatkę. Na podstawie badań reliktów zamku we Wleniu wiemy mniej więcej jak ten zamek wtedy wyglądał. Otóż składał się z prostokątnego romańskiego domu, wzniesionego jeszcze w drugiej połowie XII w. przez Bolesława Wysokiego, przodka Henryka Probusa. Obok tego domu znajdowała się kaplica. Zamek otaczały mury a w ich obrębie znajdowała się sześcioboczna wieża.

Na temat wydarzeń, które rozegrały się w ciągu najbliższych kilku miesięcy czerpiemy informacje głównie ze wspomnianych już wyżej dokumentów formularzowych. Stąd problemy i niepewność w ich interpretacji i datowaniu i chronologicznym uporządkowaniu.

Dramatyczną sytuację Henryka wykorzystał margrabia brandenburski Otton V Długi i książę wielkopolski Bolesław Pobożny, żądając pokaźnych odszkodowań i zastawów.

Z pomocą zbrojną uwięzionemu księciu przyszli Przemysł II wielkopolski, pozostający wówczas w konflikcie z Bolesławem Pobożnym, oraz Henryk głogowski. 24 kwietnia 1277 r. w okolicach Stolca doszło do bitwy, która, mimo ucieczki Rogatki z pola, zakończyła się dlań zwycięsko dzięki zdecydowanej postawie jego syna Henryka Grubego. Nie trudno się domyśleć, że po bitwie sytuacja Henryka Probusa wyglądał opłakanie. Nadzieja pozostała w Ottokarze, który najprawdopodobniej już od samego początku prowadził rokowania na rzecz uwolnienia swego dawnego podopiecznego. Żadnych jednak informacji na temat udziału czeskich rycerzy w bitwie pod Stolcem nie mamy. Dokumenty formularzowe zaś dostarczają nam informacji na temat kroków dyplomatycznych powziętych przez Ottokara celem uwolnienia Henryka. Trzeba jednak jasno powiedzieć, to już nie był dawny potężny Ottokar. Teraz on sam miał poważne problemy, odkąd skończyło się Wielkie Bezkrólewie w Niemczech a wybrany królem Rzeszy Rudolf Habsburg zbrojnie egzekwował odeń zwrotu ziem opanowanych po wymarłych w 1247 r. Babenbergach. Stąd Ottokar szafował obietnicami wynagrodzenia ewentualnych sojuszników Henryka IV, oczywiście z dóbr księstwa wrocławskiego. Zawarty za pośrednictwem Ottokara pokój Henryka z Rogatką zakładał zrzeczenie się przez księcia wrocławskiego trzeciej części dziedzictwa przypadłej mu po wuju, Władysławie salzburskim.

Teraz dwudziestoletni książę mógł wrócić wolno do swego księstwa, nie tylko okrojonego ale i pogrążonego w chaosie. Pozostało wyrównać rachunki z rycerzami, którzy okazali się zdrajcami. Trzeba było na nowo zaprowadzić ład. Kilka miesięcy nieobecności księcia zrobiło swoje, grasowały bandy rycerzy rozbójników, których należało przykładnie ukarać. Należało wreszcie na nowo przemyśleć relacje z królem Czech..