Na pewno historia i pamięć, o których stanowi garść dokumentów, zachowanych w oryginale bądź odpisach. Być może także pewna, mglista jeszcze wówczas idea zjednoczonej Polski – to już jednak sprawa mocno wątpliwa. Co jeszcze przetrwało po naszym księciu..?

23 czerwca 1290 r. w zamku wrocławskim na Ostrowie Tumskim zmarł Henryk IV Probus, książę wrocławski i krakowski. Miał zaledwie nieco ponad trzydzieści lat. Przyczyna tak wczesnego i nieoczekiwanego zgonu władcy do dzisiejszego dnia pozostała niewyjaśniona.. Wraz ze śmiercią Henryka pogrzebane zostały jego dążenia do wzmocnienia władzy książęcej względem kościoła, plany zjednoczenia pod swym berłem księstwa wrocławskiego i krakowskiego oraz koronacji królewskiej.

Nie pozostawiwszy potomstwa książę wyraził wolę, by po jego śmierci rządy w księstwie wrocławskim objął Henryk III książę głogowski, w Małopolsce zaś Przemysł II książę wielkopolski. Testament Henryka IV na pierwszy rzut oka wydaje się niezrozumiały, stojący w sprzeczności z tym, do czego władca ten dążył w ciągu niemal całego swego panowania, i stąd jego autentyczność bywa kwestionowana.

Czy rzeczywiście idea zjednoczonej Polski mogła przyświecać działaniom Henryka, księcia żyjącego w drugiej połowie XIII w.? Najnowsze badania temu przeczą. Czy raczej droga do tronu krakowskiego, naznaczona wielkimi ofiarami i trudami (multis sumptibus et magno labore), jak sam książę stwierdził w testamencie, była kwestią zaspokojenia jego własnych ambicji? Tak właśnie zabiegi Probusa o królewską koronę przedstawia Tomasz Jurek, jako pozbawione gruntu politycznych realiów marzenia, snute w nadziei na poparcie cesarza, w oderwaniu od rodzącego się poczucia wspólnoty i niezależności narodu polskiego (T. Jurek, Plany koronacyjne Henryka Probusa, Wratislavia Antiqua, t. 8, 2005). I tu rodzi się kolejne pytanie, na ile można mówić o świadomości narodowej w odniesieniu do społeczeństwa żyjących na ziemiach Polski w drugiej połowie XIII w.?

Zgłębiając postać Henryka IV Probusa i jego czasy, stawiamy coraz więcej pytań, które wobec szczupłości źródeł, pozostają bez odpowiedzi..

Przyjrzyjmy się zatem bardziej „namacalnym” pamiątkom, które pozostały nam po te niezwykłej postaci.

Gdzie mieszkał Henryk IV Probus? Główna rezydencja księcia znajdowała się w zachodniej części Ostrowa Tumskiego. Tu, jak sam określił w testamencie, znajdowało się miejsce jego narodzin i stara ziemia ojcowska (locus nativitatis nostre […], antiqua videlicet area patris nostri, Schlesisches Urkundenbuch 1993, 451/V). W 1163 r. zamieszkał tu, powróciwszy z Niemiec, z długoletniego wygnania, pra-pra-dziad Henryka IV, książę Bolesław Wysoki, protoplasta wrocławskiej linii Piastów. Rezydencja Bolesława miała kształt osiemnastobocznej wieży, której relikty zachowały się po dziś dzień w podziemiach budynku klasztoru Sióstr de Notre Dame. Pradziad Henryka IV wyburzył południową część osiemnastoboku a po jego zachodniej stronie wzniósł prostokątny pałac. We wschodnim narożu całego kompleksu powstał w tym czasie donżon, podkreślając walory obronne całego założenia. Dziad Henryka IV, Henryk II Pobożny wzniósł na terenie zamku kaplicę o wydłużonym prezbiterium i czterech absydach. Ojciec Probusa, Henryk III Biały otoczył teren zamku masywnymi murami, to samo zresztą uczynił także i dla miasta. Henryk IV Probus przebudował część rezydencjonalną, burząc do reszty osiemnastoboczną wieżę i wznosząc na jej miejscu budowlę na planie oktogonu, potężną, wzmocnioną przyporami sięgającym ponad pięć metrów długości. Książę rozbudował także prostokątną część pałacu, wznoszącego się po wschodniej i zachodniej stronie oktogonu (więcej o zamku przeczytacie tutaj). Więcej To niesamowite, że na planie Wrocławia, sporządzonym w 1562 r., po tym wspaniałym założeniu już prawie nic nie ma.. Obecnie trwają badania archeologiczne, prowadzone w ogrodzie Sióstr de Notre Dame, osłaniając kolejne partie ruin Probusowej rezydencji. Są plany rozszerzenia podziemnej trasy turystycznej, zabezpieczenia i udostępnienia dla zwiedzających odsłoniętych już reliktów, wydrążenia korytarza łączącego podziemia klasztorne z kościółkiem św. Marcina.. Mamy potencjał ku stworzeniu atrakcyjnej podziemnej trasy, moim zdaniem, ciekawszej niż ta, która jest pod krakowskim rynkiem. Tym razem jednak, już nie w rękach księcia, lecz w naszych leży inicjatywa.. (więcej na ten temat przeczytacie tutaj)

Wedle koncepcji profesora E. Małachowicza Henryk miał jeszcze inną rezydencją, usytuowaną w lewobrzeżnej części miasta, niedaleko klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą. Zakon ten pozostawał w bardzo dobrych relacjach z księciem, nawet wtedy, gdy ten toczył walkę z biskupem wrocławskim Tomaszem II. Gotycka ściana kościoła św. Agnieszki przy ul. Szewskiej została zinterpretowana przez Małachowicza jako ocalały fragment oratorium domniemanej lewobrzeżnej rezydencji Henryka IV (E. Małachowicz, Książęce fundacje i mauzolea w lewobrzeżnym Wrocławiu, Wrocław 1994).

Przez długie lata Henryk IV toczył walkę z biskupem wrocławskim Tomaszem II. Wtedy to książę powziął myśl o zorganizowanie miejsca wiecznego spoczynku w obrębie swego zamku na Ostrowie Tumskim. W tym celu rozpoczął budowę kaplicy, znanej dziś jako kościółek św. Marcina. Wedle zamysłu księciu budowla miała być znacznie okazalsza niż ta, którą znamy dzisiaj. Świadczą o tym zachowane dolne partie potężnych przypór, nieodzownych do wzmocnienia konstrukcji wysokich gotyckich konstrukcji. W 1288 r. Henryk pogodził się z biskupem i ufundował na tę okoliczność kolegiatę Świętego Krzyża. Na znak pojednania z biskupem czy raczej jako przeciwwagę w stosunku do kapituły katedralnej? Takie pytanie postawił Winfried Irgang, rozważając stosunki Henryka IV Probusa z kościołem (W. Irgang, Heinrich IV und die Kirche, Wratislavia Antiqua, t. 8, 2005). Jeżeli pójdziemy tym tokiem, to ugoda Henryka z kościołem z 1288 r. byłaby tylko czasowym zawieszeniem broni.. Niezależnie jakie były motywy decyzji księcia, zdecydowało zrządzenie losu, Henryk zmarł nieoczekiwanie 23 czerwca 1290 r., w kwiecie wieku i panowania.. Obie książęce fundacje, kolegiata św. Krzyża i kaplica grobowa na terenie zamku (dziś kościół św. Marcina) były wówczas nieukończone. Jednak stan prac budowlanych kolegiaty widocznie pozwalał na zorganizowanie w niej pochówku księcia. Henryk IV wyraził ostatnią wolę, by pochować go tymczasowo w kolegiacie. Wyznaczony przez niego następca w księstwie wrocławskim, Henryk III głogowski miał dokończyć dzieła fundacji kaplicy grobowej i klasztoru cysterek (więcej na ten temat przeczytacie tutaj). Wtedy to, zgodnie z wolą księcia wyrażoną w testamencie, prochy jego miały zostać przeniesione do tejże kaplicy. Więcej Testament Henryka nie został wykonany. Władzę w księstwie wrocławskim przejął Henryk V Gruby. Wdowa po Henryku, Matylda powróciła do Brandenburgii a następnie wstąpiła do klasztoru. Sytuacja jej musiała być trudna. Była osobą młodą, mogła liczyć w momencie śmierci męża najwyżej 20 lat. Co więcej, przebywając we Wrocławiu nie więcej niż dwa lata, zapewne nie znała jeszcze języka polskiego. Trudną jej sytuację pogłębiał brak potomka. W tych okolicznościach poszukiwanie stronnictwa, na którym mogłaby się oprzeć było rzeczą wręcz nieprawdopodobną.

Fundacja klasztoru cysterek pozostała niedokończona a prochy Henryka IV pozostały w kościele św. Krzyża do czasów II wojny światowej. Spoczywały w kunsztownym sarkofagu, wykonanym pod koniec XIII lub na początku XIV w. Zarówno osoba fundatora jak i mistrza, który wykonał dzieło wciąż pozostaje dla nas tajemnicą (więcej o nagrobku przeczytacie tutaj). Nagrobek szczęśliwie przetrwał wojenną zawieruchę, ukryty przez ówczesnego konserwatora zabytków Güntera Grundamnna w romańskim kościele NMP w Wierzbnej (więcej na ten temat przeczytacie tutaj). Po dziś dzień miejsce to emanuje swą tajemniczością i spokojem.. Obecnie nagrobek możemy podziwiać w lapidarium Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Prochy księcia od dawna budziły zainteresowanie. Otwarcia sarkofagu dokonano 22 VI 1866 r. Wewnątrz znaleziono wówczas dębową trumnę ze zwłokami, ułożonymi w porządku anatomicznym, bez śladów zbroi, biżuterii czy ubrania (W. Mądry, Nekropolie Piastów, Poznań 2012). W czasie II wojny światowej prochy księcia zaginęły. Jedyny po nich ślad stanowią fotografie wykonane w 1929 r. przez Renate Hesse, przechowywane dziś w Instytucie Herdera (nr inwent. 130748, 130749).

W kościele św. Krzyża zachowały się dwie cenne pamiątki po Henryku, tympanon fundacyjny oraz zwornik w formie popiersia księcia na sklepieniu kapitularza. Tympanon, datowany na drugą połowę XIV w., przedstawia księcia z modelem kościoła i jego żonę, adorujących Tron Łaski (więcej na ten temat przeczytacie tutaj). Zwornik zawiera pełnoplastyczne przedstawienie popiersia księcia, w mitrze, trzymającego w dłoniach dwie tarcze. Ciekawą koncepcję interpretacji obu tarcz przedstawiła Romuald Kaczmarek, traktując je jako odbicie programu heraldycznego, wyrażonego na nagrobku książęcym (R. Kaczmarek, Kolegiata św. Krzyża we Wrocławiu jako fundacja Henryka IV Probusa. Impuls i następstwa – świadectwa ikonograficzne, Wratislavia Antiqua, t. 8, 2005).

Pytania wciąż budzą tajemnicze głowy męskie i żeńskie, zdobiące filary skrzyżowania naw, w centrum kościoła Św. Krzyża.

Zaginęła tarcza, uważana jeszcze w XVII w. za należącą niegdyś do Henryka IV Probusa. Wykonana była z grubej, karbowanej skóry a zdobił ją wizerunek czarnego orła z przepaską, w złotym polu. Towarzyszyły jej tablice inskrypcyjne, z których zachowała się jedna, najstarsza, pochodząca z końca XIV lub początku XV w., przechowywana dziś w Muzeum Archidiecezjalnym. Inskrypcja upamiętnia zwycięstwo Henryka nad oddziałami krakowsko-ruskimi w dzień św. Bartłomieja i fundację kolegiaty. Wielka szkoda, że nie przetrwał obraz, wykonany w 1515 r., przedstawiający księcia w mitrze i płaszczu, z mieczem opartym na ramieniu.

W muzeum Archidiecezjalnym przechowywany jest, w kunsztownym barokowym relikwiarzu ów legendarny korzeń, którego tradycja łączy z budową kościoła św. Krzyża.

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o pamiątce po księciu Henryku, ważną z perspektywy nie tylko dziejów i kultury Polski czy też Śląska, ale doniosłą w także w skali europejskiego dziedzictwa. Mowa oczywiście o stronicach Wielkiego Śpiewnika Heidelberskiego, zwanym Kodeksem Manesse, poświęconym naszemu Henrykowi. W księdze zgromadzono utwory ponad stu czterdziestu najprzedniejszych minnesingerów ówczesnej Europy, opatrując je miniaturami z przedstawieniem ich podobizn i herbów. Dwa utwory są najprawdopodobniej autorstwa Henryka (teksty oryginalne wraz z tłumaczeniem na j.polski znajdziecie tutaj). Zdobiąca je miniatura przedstawia księcia, który nazwany tu został herzog Heinrich von Pressela (książę Henryk z Wrocławia). Widzimy urodziwego rycerza na wierzchowcu, przykrytym kropierzem, udekorowanym literami układającymi się w napis Amor i śląskim czarnym orłem z przepaską. Taki sam orzeł widnieje na tarczy księcia. Henryk, ukazany jako młodzieniec o bujnych jasnych lokach, wyciąga dłoń do jednej z dam, siedzących na balkonie, która daje mu wieniec zwycięzcy. Dama odziana jest w suknię barwy zieleni, która w języku minnesingerów oznaczała wiosnę i wraz z nią budzącą się miłość..